KOSOGŁOS NADLECIAŁ!

Hejka kochani!

Jak dobrze wiecie (albo i nie) jestem wielką fanką "Igrzysk Śmierci". Stałam się nią po tym, jak zobaczyłam "W pierścieniu ognia". Oczywiście tydzień po tym przeczytałam wszystkie książki naraz. Jedno jest pewne, nie jestem tak zwanym sezonowcem. Kiedy zakocham się w jakieś książce, która niesie duże zainteresowanie spowodowane zekranizowaniem jej, po miesiącu o niej nie zapominam, ona na zawsze zostaje w moim sercu.

Jeszcze nigdy nie robiłam takich postów, ale muszę podzielić się z wami moimi przeżyciami związanymi z premierą "Kosogłosa cz.1". Wczoraj byłam w kinie. Nawet nie wiecie jak bardzo na to czekałam. Cały film był dla mnie wielkim wstrząsem. Każda scena fenomenalnie zagrana, choć niestety pominięto wiele takich, co były w książce. Od zawsze byłam wielką fanką Peety i to on jest moją ulubioną postacią z całej trylogii. Według mnie zagranie jego było największym wyzwaniem wśród wszystkich innych ról, a kochany Josh Hutcherson spisał się na złoty medal. Piosenka, którą zaśpiewała Jennifer Lawrence nie chce wypaść mi z ucha. Jest banalnie prosta, a jednocześnie tak piękna. "Hanging Tree" w wersji Jen to jednak coś, choć słyszałam, że gdy ją nagrywała kazała wyjść wszystkim ze studia, żeby jej nie słuchali, bo ponoć nie umie śpiewać. Oj, nie ładnie tak kłamać :D. Wracając do filmu, to jeszcze nigdy nie oglądałam czegoś, wstrzymując przez 2 godziny wdech w piersiach. Po skończeniu, jeszcze przez cały dzień przeżywałam szok.

Teraz trzeba tylko czekać kolejny rok na drugą część. I mimo, że wiem, jak to wszystko się skończy, nie mogę się doczekać kiedy zobaczę film. Więc jeśli jeszcze nie byliście na "Igrzyskach Śmierci: Kosogłos cz.1", to natychmiast rezerwować bilety i do kina, bo na prawdę warto.